Św. Franciszka – odpust w Świebodzicach 2020

Św. Franciszka odpust w Świebodzicach 2020
Na dzień świętego Franciszka Kościół przeznaczył (nie bez powodu) Ewangelię, w której Pan Jezus chwali Ojca w niebie za Jego upodobanie, jakie znajduje w prostaczkach, w ludziach prostych, prawego umysłu i czystego serca, i sumienia… w ludziach prostolinijnych, nie poplątanych, nie zagmatwanych w gąszczu jakiejś pretensjonalnej wiedzy, mądrości i nadmiernej przezorności. „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. Wasz święty Patron, Biedaczyna z Asyżu jest niewątpliwie niedościgłym reprezentantem i mistrzem takich ewangelijnych, prostaczków, przed którymi właśnie – jak słyszeliśmy – Bóg z upodobaniem odkrywa, odsłania tajemnice Prawdy, całej Prawdy o rzeczywistości, o świecie, o istnieniu, o człowieku i jego losie, objawia tajemnice wiary. Oni [prostaczkowie] zasługują „najpierw”, jakby w pierwszej kolejności, w zgodzie z logiką Bożej preferencji, na łaskę wiary.
Na pierwszy rzut oka musi się wydać zaskakujące to „zestrojenie” dziecięcej prostoty akurat z władzą poznawczą człowieka, z jakimś rozmachem poznawczym, pozwalającym sięgać myślom i sercu prawd objawienia, bożych tajemnic. Na ogół o prostaczkach myśli się raczej jako o nieukach, pozbawionych wykształcenia, myślowej finezji i krytycyzmu. A tymczasem, nie! To właśnie prostota, dzięki której wychyleniem w stronę rzeczywistości (czyli poznaniem) rządzi nie tylko bagaż zgromadzonej wiedzy, pewników, definicji, pojęć, reguł, opinii, sądów, dogmatów, wątpliwości, uprzedzeń ale ciągle świeża, nieposkromiona dziecięca ciekawość a przede wszystkim pokorne zadziwienie, zdumienie tym, co jest i że w ogóle jest, zdumienie tym, co się z łaski Bożej nieustannie wydarza, również tu i teraz dla mnie… to właśnie prostota warunkuje rozszerzenie horyzontu poznania w nieskończoność, pozwala widzieć więcej, patrzeć dalej, uznać również to, czego się do końca zrozumieć nie da, pozwala szybować duszy w przestworzach istnienia na dwóch skrzydłach: rozumu i wiary. I świętemu Franciszkowi pozwala np. dostrzec w pięknym, radosnym i nieprzejednanym ogniu – Brata, a w użytecznej, pokornej i czystej wodzie – Siostrę. A we wszystkim co jest, w błocie, słocie i niepogodzie również, nawet w siostrze śmierci, chwałę najwyższego, wszechmocnego i dobrego Pana. Przepięknie dokumentuje ten rozmach i głębię postrzegania rzeczywistości jego „Pieśń słoneczna”, reprezentująca jednocześnie wyżyny średniowiecznej poezji. Kto z nas tak potrafi patrzeć na świat? To coś o wiele więcej niż ekologiczna wrażliwość na dobrostan przyrody i troska o czyste powietrze, i o bezpieczeństwo ślimaków spacerujących przy autostradzie. To mistycyzm stworzenia. To coś więcej niż estetyczny zachwyt, kiedy imponujący spektakl kolorów porannej zorzy i wschodzącej kuli czerwonego słońca, przez łaskę zdumienia i wiary, zestraja duszę z hymnem uwielbienia Stwóry całego stworzenia i każe intonować duszy: „Kiedy ranne wstają zorze, Tobie ziemia, Tobie morze, Tobie śpiewa żywioł wszelki, bądź pochwalon Boże wielki”. Kiedy budziliśmy się ostatnio z takim śpiewem na ustach i w sercu?
„«Dio è grande» (Bóg jest wielki)! Usłyszałem westchnienie z ust Mamy, gdy wykopała w ogródku piękną dorodną marchew – wspomina ksiądz Giussani (jeden z wielkich mistrzów mojego życia). Od niej, od swojej Mamy uczyłem się patrzeć na świat ze zdumieniem, które prowadzi do wiary”. Co ma wspólnego marchewka z Bogiem? Przyzwyczailiśmy się do marchewki, przywykliśmy, że marchewka po prostu wyrasta z maleńkiego ziarenka? Dlaczego? Nie zastanawiamy się nad tym. Bezmyślnie przyzwyczajamy się do oczywistości, które w istocie wcale nie są oczywiste, lecz przepełnione tajemnicą, cudem miłości Stwórcy! Mogło przecież niczego nie być! Byłoby o wiele prościej!
„Wszechmocny Panie, Wiekuisty Boże, któż się Twym sprawom wydziwować może – wykrzykuje ze zdumienia Kochanowski w jednej ze swoich pieśni, będącej poetycką parafrazą Psalmu 8 – Kto Rozumowi, którym niezmierzony świat ten stworzony?” „Wydziwować”, piękne i niestety zapomniane już, staropolskie słowo wyrażające jakąś niemoc wyczerpania pokładów zdumienia, które wypełniają duszę w kontakcie ze stworzoną rzeczywistością i prowadzą ją do zachwytu, do wiary, do uwielbienia Stwórcy. „Gdziekolwiek słońce rzuca strzały swoje, po całym świecie słynie imię Twoje, a sławy niebo ogarnąć nie może Twej, wielki Boże, Twej wielki Boże!”.
„Pojęcia tworzą bożki, tylko zdumienie poznaje” – przekonuje św. Grzegorz z Nyssy, a wtóruje mu wielki żydowski myśliciel Heschel: „Pozbawieni zdumienia, pozostajemy głusi na to, co wzniosłe”. Łaska zdumienia jest naturalnym, spontanicznym owocem prostoty ducha, który z rozdziawioną jak u dziecka buzią staje przed tym co jest i co się wydarza i ze swej istoty w każdym calu przekracza pojemność naszej inteligencji, jest nieodgadnioną zagadką, tajemnicą, darem, cudem.
Ale nie dotyczy to tylko cudu stworzenia, ale takoż i jeszcze bardziej cudu Wcielenia i Zbawienia, żłóbka i krzyża, Betlejem i Golgoty. „Wspaniałe było dzieło stworzenia świata, a jeszcze wspanialsze jest dzieło zbawienia, które się dokonało przez wielkanocną ofiarę Chrystusa” – przypomina nam jedna z modlitw Wigilii Paschalnej.
Prostota dziecięcej, czystej duszy św. Franciszka przepełnionej zdumieniem, prowadzącym do wiary, to przede wszystkim prostota zadziwienia, zauroczenia miłością Boga objawioną w Jezusie. Franciszek jak dziecko (szczerze, prostolinijnie, na serio) nie umie przestać się dziwić, że Bóg taki wielki, Wszechmogący a stał się bezradnym dzieckiem, kwilącym w żłóbeczku (to od niego zaczęły się jasełka), że Bóg taki wielki, Wszechmogący a nie miał gdzie głowy skłonić, by odpocząć od zmęczenia, po trudach dnia, że Bóg taki wielki i Wszechmocny a dał się przybić do krzyża za nasze grzechy. Dlaczego? Bo aż tak bardzo kocha! Aż tyle dla niego znaczę! Stąd niewyczerpane pokłady radości w duszy Biedaczyny z Asyżu. Radość to nieodłączny przymiot świętego, (franciszkowa radość) również wtedy, gdy okoliczności życia zdają się przeczyć radości. Wie, że jest radość, której nic i nikt mu nie odbierze, bo rodzi się ona ze zachwycenia miłością potężniejszą od śmierci. To z tego zadziwienia miłością Jezusa rodzi się też pragnienie bezkompromisowego naśladowania Jezusa w Jego ubóstwie, w Jego poświęceniu, w Jego cierpieniu, w Jego miłości do człowieka, aż po skrajne ubóstwo, aż po stygmaty!
„Tylko zdumienie poznaje”. „Pozbawieni zdumienia pozostajemy głusi na to, co wzniosłe”.
Siostry i Bracia, nieustannie toczy się w nas (w przybytku naszej wolności) batalia o taką dziecięcą, franciszkową dyspozycję duszy, o prostotę, o dziewiczą zdolność do zdumienia, które jest urodzajną glebą dla wiary, a której próbuje zagrodzić drogę pycha wiedzy, podejrzliwość, uprzedzenie, zarozumialstwo, cynizm, niedowiarstwo.
Trafną ilustracją tej walki – w której zwycięzcą staje się albo prostota serca, zdumienie prowadzące do wiary, albo podejrzliwość, nieufność zamykająca serce przed tym co wzniosłe – był dla mnie ostatnio fragment książki Daniele Mencarelli, La casa degli squardi (Dom spojrzeń): Spróbujcie wyobrazić sobie to, co przypadkiem stało się udziałem autora opowiadania. „Na wysokości witryny Liberty stoją młodzi małżonkowie. Matka trzyma na rękach dziecko, z którym bawi się ojciec, pokazuje mu fontannę w wewnętrznym ogrodzie, a w międzyczasie rozśmiesza dziwnymi minami i grymasami. Kiedy dzieli mnie od nich nie więcej niż metr, obydwoje rodzice odwracają się w moją stronę, a razem z nimi dziecko. Przeżywam szok. […] Mały będzie miał około trzech lat; ale oprócz oczu właściwie nie ma twarzy, w miejscu nosa i ust znajdują się dziury wypełnione czerwonym mięsem. Wbijam wzrok w marmurową podłogę, przechodzę obok, starając się nie patrzeć na nich. […] Zatrzymuję się, mając nadzieję, że tych dwoje młodych ludzi i zniekształcone dziecko sobie pójdą. Po chwili dociera do mnie śmiech dziecka. Wciąż tam są. Teraz jednak już nie są sami. Przed nimi stoi siostra zakonna, jest stara, pochylona wprzód, jej twarz dotyka okropnej twarzy dziecka. «Jesteś pięknością mamy i taty, prawda?». Bierze rączkę i całuje ją. Dziecko, być może pod wpływem łaskotek, wybucha śmiechem. Zakonnica będzie miała co najmniej 80 lat, ma pulchną, białą jak mleko twarz. «A zatem nie tylko jesteś piękny, ale też sympatyczny, podoba ci się to?». I znów gładzi jego rączką swoje usta, brodę, by sprawić dziecku przyjemność. Potem siostra się prostuje, patrzy na ojca i matkę. «Czy słyszycie, ile ma w sobie radości? Ono w środku nie ma srebra, ma złoto, żywe złoto». Całuje je, nie zważając na jego twarz, na nic”.
I teraz właśnie następuje opis batalii, jaką toczy w duszy ten, któremu wydarzyło się to niespodziewane i wyjątkowe spotkanie, batalii pomiędzy zdumieniem, wzruszeniem tym, co zobaczył, a niedowiarstwem. Czytam dalej: „Jestem oszołomiony, nie jestem w stanie zrozumieć, rozszyfrować. Zobaczyłem coś ludzkiego, a zarazem obcego, jakby jakiś obrzęd pochodzący z odległej ziemi, nie jestem w stanie odnaleźć w sobie narzędzi, by przetłumaczyć go na mój język. […] Próbowałem każdego możliwego podejścia, próbowałem usunąć ze świadomości to, co zobaczyłem, uznając to za delirium staruchy ubranej na szaro, potem za fanatyzm głuchej i ślepej na ból zakonnicy, która za wszelką cenę chciała zaświadczyć o wyższości swojego Boga, nawet w obliczu takiego oszpecenia; następnie za widowisko zdolnej aktorki, która być może sekundę późnej w zamkniętej ubikacji umyje sobie usta, ponieważ pocałowała tę zdeformowaną twarz. Próbowałem… ale żadna z tych interpretacji nie jest w stanie pokonać dystansu między tym, co zobaczyłem, a moją logiką”.
Chwała Bogu!, chciałoby się dopowiedzieć. Właśnie o to chodzi, żeby nasza logika, nasza przezorność, ostrożność, logika naszego ciasnego, komplikującego wszystko umysłu i serca, podsycana przez ponoszącą się kulturę niedowiarstwa, podejrzliwości, sceptycyzmu, cynizmu, nie była w stanie pokonać tego dystansu będącego skutkiem prostoty, zdumienia i zauroczenia spotkaniem, które jakby obezwładnia nas pięknem miłości, miłości nie z tego świata, pięknem znaczenia ludzkiego życia, jaką ta miłość obiecuje i gwarantuje, pięknem człowieczeństwa, pięknem świadectwa.
„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”.
Pokora prostoty otwiera rozum na łaskę zdumienia i poznania przez wiarę. Dlatego Pan Bóg szanuje, ceni i kocha prostaczków.
Św. Franciszku, nauczycielu ewangelijnej prostoty, wyproś nam łaskę dziecięcego serca, skorego do wierzenia. Amen.