Chrześcijanin w Internecie

Około dwudziestu pięciu lat temu Ojcowie Soboru Watykańskiego II w swych rozważaniach o Kościele w świecie współczesnym dali wyraz przekonaniu, że mężczyźni i kobiety oddający się codziennym zajęciom w swoich rodzinach i społecznościach „mogą słusznie uważać, że swoją pracą rozwijają dzieło Stwórcy (…) i osobistym wkładem przyczyniają się do tego, by w historii spełniał się zamysł Boży” (Gaudium et spes, 34). Ojcowie Soboru, patrząc w przyszłość i starając się przewidzieć, w jakich okolicznościach przyjdzie Kościołowi wypełniać swoją misję, mogli już wówczas z całą jasnością dostrzec, że postęp techniczny „zmienia oblicze ziemi”. Uznali, że w szczególności szybkie tempo rozwoju nowych technologii przekazu informacji musi wywołać reakcję łańcuchową i prowadzić do nieoczekiwanych konsekwencji. Powinnością członków Ludu Bożego jest twórcze wykorzystywanie nowych odkryć i technologii dla dobra ludzkości i do realizacji Bożego planu wobec świata.” – tak pisał bł. Jan Paweł II w Orędziu na XXIV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu w 1990 r. Od tego roku wiele się zmieniło. Zjawisko „bycia w sieci” stało się dla współczesnego człowieka tak oczywiste jak to, że w domu jest lodówka.

Jak zatem odnaleźć się w „globalnej wiosce”? Czy chrześcijanin odnajdzie w niej swą tożsamość? Czy Bóg przemawia w Sieci?

Odpowiedź brzmi: i tak, i nie – pisze p. Marek Robak w „Teologii cyberświata” – „Wszystko zależy od tego, w jaki sposób rozumiemy Internet. (…)” Czy tylko jako systemu kabli, połączonych ze sobą serwerów i routerów, czy…. może czegoś więcej? „Fenomenem Internetu są ludzie. Miliony użytkowników na całym świecie. To właśnie Internet staje się, według słów Marshalla McLuhana, globalną wioską. Nie wątpię, że w takiej wiosce zamieszkać może Bóg. Jest obecny w każdym człowieku, w którym spotykamy się na elektronicznych ścieżkach.”

„W Internecie znajdziemy jego Dobrą Nowinę, do Pisma Świętego mają dostęp wszyscy, nawet ci, którzy nigdy nie kupiliby go w wersji drukowanej. Możemy się zapisać na „wirtualne rekolekcje”, których owoc wcale nie musi być wirtualny. Wielu użytkowników Sieci to chrześcijanie, którzy nie boją się mówić o odkrytym przez nich Bogu. Wreszcie, gdy spojrzymy na cały wynalazek Internetu, jego wspaniałość każe się zastanowić nad Tym, który dał człowiekowi takie zdolności.”

Dwa tysiące lat temu Jezus wchodził na górę lub przemawiał łodzi na jeziorze, by być dobrze słyszanym przez setki i tysiące jego uczniów. Dziś jego orędzie tłumaczone jest także na język elektronicznej komunikacji i Internetu. „Wraz pojawieniem się komputerowych technik telekomunikacji oraz tak zwanych skomputeryzowanych systemów uczestnictwa — napisał Jan Paweł II – Kościół otrzymał nowe środki realizacji swojej misji ” Najlepszy przykład daje tu sama Stolica Apostolska (http://www.vatican.va ), której serwery na bieżąco udostępniają światu nauczanie Kościoła.

W tym krótkim eseju trudno poruszyć całą tematykę, którą sugerowałby tytuł. Jednakże Drogi Czytelniku zwróć uwagę na SWOJĄ obecność w globalnej sieci. Czy jesteś tam po to, by odnaleźć ślad Boga? Czy jesteś odpowiedzialnym użytkownikiem sieci, samemu dbając o poziom jej zawartości? Więcej – czy sam jesteś tym i tą, który/a pozwala innym odnaleźć to „więcej”?

Sieć nie jest do zbawienia koniecznie potrzebna! Zachłyśnięci możliwościami Internetu musimy zdawać sobie jednak sprawę z tego, że w chrześcijaństwie nie jest podstawowym narzędziem głoszenia Ewangelii. Jak z każdym ludzkim pomysłem także i sieć Internet ma swoje ograniczone możliwości i płynące z nich niebezpieczeństwa: dla swoich użytkowników i przekazu wiary.

Po pierwsze – w Kościele wiele rzeczy odbywa się w „sposób sakramentalny”, to znaczy pewnej intencji towarzyszy konkretny znak. Przypomina, że wiara nie jest abstraktem. Ale jest czym co można dotknąć, przeżyć namacalnie. Wyspowiadać się nie da przez Internet. Dlatego nigdy nie zastąpi on momentu łaski dawanej od Boga. Owszem – może do sakramentalnego spotkania z Nim przybliżyć użytkownika sieci.

Po drugie – Internet jest znakomitym miejscem wymiany myśli, słów, obrazów, zdjęć, filmów, itp. Ale nie o to tylko chodzi w chrześcijaństwie Wiara nie będzie się rozwijała tylko w oparciu o elektroniczną korespondencję. Potrzebna jest przestrzeń wprowadzania słów w czyn, deklaracji w akcję. Inaczej pozostaniemy na poziomie refleksji a nie konkretu, które ma moc zmiany życia.

Po trzecie – miejscem rozwoju wiary jest zawsze wspólnota Kościoła. Od pierwszych wieków chrześcijanie trzymali się razem. Owszem – także i dziś wierzący tworzą w sieci wirtualne wspólnoty, ale wiele z nich pozostaje tylko w przestrzeni serwerów co sprzyja nadmiernej indywidualizacji i zamykaniu się w sobie. Wyrazem tego jest choćby uciekanie się do stosowania pseudonimów, ukrywania własnej tożsamości i podszywania się pod kogoś innego. Nijak ma się to do tego, by chrześcijanin był świadkiem. Obecność w sieci może prowadzić do spotkania na łonie wspólnoty Kościoła.

Z doświadczenia „bycia w sieci” i duszpasterskiej pracy mogę napisać, że Internet pozytywnie wpłynął na możliwość dotarcia do wiernych z przekazem Ewangelii. Niesamowita szybkość przepływu informacji i sposobność udostępnienia „za jednym kliknięciem” treści szerszemu gronu odbiorców. Responsywność kanałów komunikacji w połączeniu z funkcjonalnością informacji zwrotnej. Bogactwo źródeł, treści, opinii i komentarzy. To jedne z wielu rzeczy, za które można być wdzięcznym Bogu za dar rozumu dany człowiekowi. Doświadczenie parafialne także wskazuje na dobro jakie płynie z obecności w sieci. Witryna parafialna, kanał Youtube, FanPage na Facebooku, transmisje online z Mszy o uproszenie zdrowia czy Wieczorów Chwały to jest ów współczesny Areopag głoszenia Dobrej Nowiny!

źródło: http://www.sacerdos.pl/chrzescijanin-w-internecie/