„Ojcze nasz” – skrót Ewangelii

Modlitwa Pańska jest skrótem całej Ewangelii.

Ewangelia to Dobra Nowina: o tym, że mamy jednego Ojca w niebie, że jesteśmy Jego dziećmi, że zostaliśmy z Nim pojednani a Jego Królestwo jest już obecne wśród nas, że codziennie karmi nas chlebem duchowym i materialnym, że jest nieskończenie miłosierny i zawsze nam przebacza, że broni nas od zła, pokus i zasadzek szatana.

Wszystko, co zapisali Ewangeliści o Jezusie, jest rozwinięciem słów zawartych w Modlitwie Pańskiej, bo Jezus to uosobiony dar z siebie. Przebywając wśród ludzi, jest dla nich; odchodząc na modlitwę, jest cały dla Ojca. Jezus nigdy nie jest statyczny. On jest ciągle dla. On jest zawsze ku. Dla kogoś. Ku czemuś. Jest hipostazą, uosobioną relacją-ku-drugiemu. Nigdy nie żyje „dla siebie”, lecz „od siebie” — w postawie daru całkowitego i zapomnienia o sobie. Takiego stylu życia uczy swoich braci i swoje siostry, także w formie modlitwy. Dlatego żadna z próśb zawartych w Modlitwie Pańskiej nie jest egoistyczna: „Niech się święci Twoje imię; Niech przyjdzie Twoje Królestwo; Bądź wola Twoja” — wezwania te ukierunkowane są na Ojca i Jego sprawy. My także mamy mieć na względzie przede wszystkim sprawy Boże, a nie nasze. Starajcie się najpierw o Królestwo Boga i Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane (Mt 6,33). Jeśli pozostałe wezwania zawierają odniesienie do naszych osobistych spraw, to dzieje się to bardziej ze względu na Boga niż nasz interes: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” — tylko chleba, to znaczy daj nam to, co konieczne dla naszego życia. „Przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy” — to prośba, by przyjął nas do swego domu jak syna marnotrawnego z przypowieści ewangelicznej. „Nie dopuść abyśmy ulegli pokusie” — gdyż żadną miarą nie chcemy Cię zasmucić. „Ale nas zbaw od złego” — przede wszystkim tego duchowego, największego zła, jakim jest oddalenie od Ciebie.

 

[Jezus] nie nauczył nas mnogich próśb, lecz polecił, byśmy często, żarliwie i usilnie powtarzali te, które zawarte są w Modlitwie Pańskiej. Tam bowiem zawarte jest wszystko, co dotyczy woli Bożej i naszego pożytku.

Ojcze nasz to modlitwa uniwersalna. Otwiera nas na wszystkich ludzi. Znanych i nieznanych. Krewnych i „obcych”. Wierzących i niewierzących. Chrześcijan, Żydów, muzułmanów, buddystów, hinduistów, ateistów, komunistów… Przyjaciół i wrogów. Kogokolwiek. Nie jesteśmy samotnymi wyspami, zwłaszcza gdy trwamy przed Bogiem. Choćbyśmy siedzieli na słupie jak Szymon Stylita, zamknęli się za murami klasztoru trapistów lub przebywali za kratkami więzienia — jesteśmy w rodzinie. Otoczeni ludźmi. Białymi, żółtymi, czarnymi, czerwonymi. Starymi i młodymi. Kobietami i mężczyznami. Zdrowymi i chorymi. Świętymi i zbrodniarzami.

Mówimy wspólnie Ojcze nasz. Mówi to cesarz, mówi to żebrak, mówi to sługa, mówi to pan. Razem mówią „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”. Uważają się więc za braci, skoro mają jednego Ojca. A zatem niech pan nie wstydzi się uważać swego sługi za brata, skoro Chrystus chciał go mieć swoim bratem.

Ojcze nasz otwiera nas na cały świat. Na kosmos, który zdaje się nie mieć granic. Planety i gwiazdy. Na całą ziemię. Góry, morza, rzeki, jeziora, stepy. Zwierzęta, rośliny. Jesteśmy cząstką wielkiego ekosystemu — tego biologicznego, ale i duchowego. On liczy na nas! Kiedyś spotkamy go po drugiej stronie życia, przyjazny, bliski, przemieniony przez nasz trud.

Stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności — nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał — w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia (Rz 8,19—22).

Ojcze nasz wprowadza nas do Królestwa niebieskiego. Z aniołami i świętymi. Z Marią i z apostołami. Z naszymi patronami. Ze zmarłymi, tymi w czyśćcu i tymi w niebie. Ze wszystkimi, którzy żyli przed nami i po nas. Nawet nie uświadamiamy sobie, jak liczną mamy rodzinę!

Tak właśnie modlił się Jezus. Solidarny ze światem, solidarny z innymi. Kiedy przyjmiemy Jego postawę, nigdy nie przejdziemy obojętnie obok żadnego człowieka. W każdym ujrzymy kogoś posłanego przez Boga na ten właśnie moment życia. Staniemy się wrażliwi na innych i ich potrzeby. Pójdziemy do chorych, bezdomnych, żebraków i tych, którzy jeszcze niedawno budzili w nas wstręt. Do osób, które skrzywdziliśmy. Wspólnie powiemy „Ojcze nasz”.

Nauczyciel pokoju i Mistrz jedności nie chciał, aby modlono się pojedynczo. Nie mówimy bowiem „Ojcze mój, któryś jest w niebie” ani „chleba mojego daj mi dzisiaj”. Nikt też nie prosi, ażeby winy zostały odpuszczone tylko jemu albo żeby tylko on nie był poddawany pokusie lub tylko on sam uwolniony od złego.

Zakończenie

Modlitwa Ojcze nasz to nie tyle słowa, co raczej nowy styl życia obracającego się wokół osi, jaką jest Bóg i Jego wola. Wychodząc z tego centrum, każdego dnia zataczamy coraz szersze kręgi, idąc do nowych ludzi — opuszczonych, smutnych, samotnych. Tych, o których nikt już dziś nie pamięta. Przynosimy im Ojca. Głosimy Ewangelię, nie używając słów. Zapalamy w sercach światło nadziei cenniejsze od czegokolwiek na świecie. Jak Jezus. On także nie tyle wypowiadał tę modlitwę, co raczej nią żył. Przeszedł przez życie dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła (Dz 10,38).

Cóż można więcej powiedzieć o tej jedynej, największej modlitwie? Wypada tylko zamilknąć…

Choćbyśmy przez całą godzinę raz tylko odmówili tę Jego modlitwę, jeśli tylko pamiętamy na to, że jesteśmy z Nim i rozumiemy, o co Go prosimy i jaką On ochotną i szczodrą ma wolę nam dawać, i cieszymy się Nim, iż tak miłościwe jak prawdziwy Ojciec raczy mieszkać z nami — to Mu wystarczy i bynajmniej nie żąda, byśmy sobie głowę suszyli, wysilając się na długie mowy.

ks. Andrzej Muszala.

Fragmenty pochodzą z książki Duchowość kształtowana przez liturgię, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC